30 lipca 2013

White shirt & flared skirt

rozkloszowana spódnica zara
 kopertowa koszula zara
 zara draped blousezara flared skirt
zara black skirt

Draped blouse: Zara
Skirt: Zara (old)
Sunglasses: Mango
Sandals: No name

Tak właśnie wyglądam w ciepłe, letnie dni. Zakładam luźną przewiewną koszulę, spódnicę i płaskie sandałki i zestaw gotowy. Ta rozkloszowana spódnica gości w mojej szafie ponad dwa lata i ciągle należy do kategorii tych ulubionych. To są właśnie klasyki mody, które niezależnie od trendów stale są "in" i pozwalają na niezliczoną ilość kombinacji. Dziś bez zbędnego rozpisywania się zostawiam Was z nowymi zdjęciami.

Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu!
Zapraszam Was także do polubienia mojego konta na Facebooku - tam wrzucam więcej zdjęć.
Aneta




18 lipca 2013

Striped dress

sukienka zara w pasy
zara striped dress
zara stripe dresssukienka zarasukienka w poziome pasy zara
black and white zara dress
 sukienka zara w paski
Mango heels
zara dress
zamszowa torba city zara

Dress: Zara %
Heels: Mango (old)
Bag: Zara %

Dzisiaj będzie o łupach z wyprzedaży. Ponieważ staram się robić przemyślane zakupy, czasami zdarza się mi, że zbyt długo się zastanawiam. Wtedy zazwyczaj upatrzona przeze mnie rzecz znika i jest mi trochę szkoda. Tak było z tą biało-czarną sukienką. Kiedy już zapomniałam o niej, zaczęły się wyprzedaże i jakimś cudem dorwałam S-kę. Była za duża ale ostatecznie udało się ją zmniejszyć i teraz leży idealnie. Z torebką za to było inaczej, wpadła mi w oko jak tylko pojawiła się w nowej kolekcji, ale szkoda mi było wydawać na nią tyle pieniędzy. Na szczęście kilka dni temu przez przypadek znalazłam jedną sztukę na półce sklepowej, w świetnym stanie i o połowę tańszą.
Ciekawi mnie Wasze podejście do wyprzedaży, czy szalejecie i kupujecie co tylko fajnego wpadnie Wam w ręce, czy macie listę konkretnych rzeczy i trzymacie się tego planu?

Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu!
Aneta




15 lipca 2013

Aruba & Curacao - part 2


Czas na drugą część relacji, a dotyczyć ona będzie Curacao. Przenieśliśmy się tam w niedzielę, na kilka dni. Curacao leży w odległości ok. 110 km od Aruby, ale niestety jedyną formą transportu między wyspami są loty. W niedzielę udaliśmy się na lotnisko, straciliśmy parę godzin, by po 30-minutowym rejsie znaleźć się na Curacao. W moim odczuciu nie widać jakiś większych różnic między dwoma wyspami. Zmieniła się waluta, ale język i ludzie pozostali tacy sami.

Wieczorem wybraliśmy się do klubu Hemingway, który znajdował się na plaży. W gazetce z lotniska wyczytaliśmy, że co niedzielę odbywają się tam kubańskie wieczory z muzyką na żywo. Na scenie pojawiło się dziewięciu muzyków, czyli zespół Los Compadres. Był to najlepszy wieczór salsowy w moim życiu. Mnóstwo ludzi, zabawy i uśmiechu. Tańczyliśmy salsę, merengue i dzięki temu poznaliśmy też lidera zespołu - Julio. W przerwach przychodził do nas i chętnie z nami rozmawiał, bardzo się polubiliśmy, na tyle że dedykował nam prawie wszystkie piosenki, a każdą kolejną śpiewał dokładając słowa Polonia, Polonia. Na koniec zaproponował, że nas odwiezie do hotelu, a rozmów w aucie nie było końca.




We wtorek wybraliśmy się na zwiedzanie stolicy. Willemstad, zwane też małym Amsterdamem, dzieli się na dwie części, wschodnią - Punda, zachodnią - Otrobanda. Są one połączone długim mostem pontonowym. Otrobanda jest nowszą częścią miasta i uważana jest za jego kulturalne centrum.




Zwiedzanie stolicy to głównie podziwianie XVII i XVIII-wiecznych holenderskich budynków kolonialnych. Ten tradycyjny styl w pewnym czasie został zmodyfikowany i przystosowany do klimatu Karaibów - białe budynki przemalowano na piękne żywe kolory, wstawiono okiennice, dodano werandy i ganki. Całość prezentuje się wspaniale, więc pewnie dlatego stare miasto i port zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.



Jedna z większych atrakcji Pundy czyli Mercado Flotante - pływający targ, gdzie towar jest wysypywany bezpośrednio ze statków na kolorowe stragany.


Kolejnego dnia wstałam o 6 rano, w planie miałam pływanie z delfinami w oceanarium o 8 rano. Była to dla mnie nowość, więc po wstępnych ustaleniach i obejrzeniu krótkiego filmu, podzielili nas na pięcioosobowe grupy i z płetwami ruszyliśmy do wody. Pływałam z delfinami w specjalnie utworzonej lagunie i było to niesamowite doświadczenie. Delfiny były bardzo przyjazne, w dotyku delikatne i aksamitne, kładłam rękę z boku ich ciała i pływałam w wyznaczonym przez nich kierunku.



Ostatnie dni to relaks na plaży.





To ostatnia część relacji z podróży, następny wpis (zestaw) pojawi się jeszcze w tym tygodniu.

Pozdrawiam Was ciepło,
Aneta